Pisarskie pytania i odpowiedzi (Q&A) cz. 3
- Wysłane przez Nina Bylicka-Karczewska
- Data 5 listopada 2022
- Komentarze 0 komentarz
NINA PYTA BASIĘ
Pytanie nr 1
N: Czy na tym etapie, na którym jesteś są Ci potrzebni betareaderzy?
B: Zależy przy jakiej książce. Jeśli realizuję coś podobnego pod względem kompozycji do już sprawdzonych – wydanych tekstów i są one przeznaczone dla tej samej grupy odbiorców, wówczas betareaderzy nie są konieczni, acz zawsze pomocni. Jeśli natomiast to coś wywrotowego – jak to, co aktualnie piszę, betareaderzy są niezbędni. Do tej pory miałam ich bardzo niewielu – dwie osoby z bliskiego otoczenia i maksymalnie dwie, trzy osoby piszące zawodowo. Uważałam bowiem, że gdy będzie ich za dużo, zgłupieję od sprzecznych komunikatów. I w rzeczy samej tak jest, można zgłupieć. Wiem to, ponieważ tym razem poszerzyłam krąg, by sprawdzić odbiór książki przez czytelników innych gatunków niż obyczaj. Nie powiem, że nie miało to sensu – przeciwnie, miało głęboki, bo dzięki temu zorientowałam się, że piszę książkę dla nieco innej grupy docelowej niż dotychczas i absolutnie nie jest to typowy target obyczajowy. Zresztą właśnie to, że czułam, iż coś jest nie tak, mnie pchnęło do tego, by zasięgnąć opinii osób, które czytają fantastykę, kryminał, obyczaj – w sumie wszystko. Ale… Żeby wyciągnąć pewne wnioski z tak różnorodnej masy krytycznej, nie mogłam właśnie analizować wyłącznie samego tekstu, ale także czytelnika. Czy przypadkiem nie próbuję zadowolić kogoś, kto i tak w warunkach księgarnianych w życiu by po tę książkę nie sięgnął? Czy przypadkiem pewne spostrzeżenia nie są na wyrost, bo ktoś oczekuje nadmiernego realizmu, i tak czy siak rzuci książką w normalnych warunkach, bo musi mieć podaną wprost informację, gdyż nie ma zaufania do autora ani cierpliwości do zagadek, a niedomówienia go drażnią? „Ten etap”, jak go nazwałaś w pytaniu, powoduje, że potrafię to zrobić. Tak więc paradoksalnie uważam, że na wielu betów można sobie pozwolić, gdy jest się już bardzo świadomym, wie się, gdzie i jak, a przede wszystkim po co podejmuje się ryzyko w tekście. Wcześniej uważałam i zresztą powtarzałam to często kursantom, że jeśli dwie osoby mówią, że jesteś pijana, to rzeczywiście jesteś. Dzisiaj uważam, że zależy, kto Ci to mówi. Ale taki rodzaj betowania – tłumny – nie jest według mnie zalecany dla osób rozpoczynających na rynku, lecz takich po kilku wydanych tytułach. Bo też jest tak, że wszystkich się nie zadowoli, i jeśli jest wiele sprzeczności, to autor powinien podjąć ostateczną decyzję. Nie może być chorągiewką i clownem publiki. To taka mieszanina pokory i pewności siebie, która wymaga czasu. Tak więc paradoksalnie – wielu betów i to różnych dopiero na zaawansowanym etapie, na początek – warto ich mieć, ale nie więcej niż kilku.
Pytanie nr 2
N: Na co możesz przymknąć oko, a jakie błędy są Twoim zdaniem niedopuszczalne w wydanej powieści?
B: Zanim odpowiem, lekka dygresja o meandrach publikacji. Tekst zaczyna się od autora. Potem w procesie wydawniczym przejmuje go redaktor. Ten jest osobą, która poprawia w tekście błędy logiczne, gramatyczne, stylistyczne itp. Dobrą praktyką, od której niestety niektórzy wydawcy odchodzą, jest robienie redakcji w porozumieniu – w interakcji między autorem a redaktorem. To zupełnie normalne, że po tych ingerencjach tekst jest pokreślony. Mało pokreślone teksty kogoś, kto nie wydał wcześniej min. trzech, czterech, nawet pięciu książek, to złe redakcje, a nie dobrzy autorzy. Zmiany w toku redakcji powodują, że wkradają się błędy, a to interpunkcyjne, a to edycyjne. Po redaktorze tekst w obroty – zazwyczaj – bierze korektor. Zadaniem korektora jest wyłapać te błędy powstałe podczas redakcji, których autor i redaktor już nie widzą i sprawdzić, czy nie wdarł się błąd ortograficzny, np. wielka litera bez poprzedzającej ją kropki itp. Potem tekst z reguły leci do łamania i składu, czyli oprawy edycyjnej, tak w uproszczeniu można to ująć. Na etapie składu do książek wdziera się mnóstwo błędów.
I przechodząc do tego, co jest dla mnie niedopuszczalne… Wiesz, że wielu wydawców po składzie nie robi korekty? Wiesz. I to chyba dobrze. Wielu robi korektę tylko przed składem. Tymczasem do korekty powinno dochodzić dwukrotnie lub dopiero po składzie. Przyznam, że nie mam szacunku do wydawców, którzy postępują w ten sposób. Powtarzam – do wydawców. Nie obarczam tym błędem autora. To po prostu wydawnicza fuszerka.
Wiadomo, wszyscy jesteśmy ludźmi, w dodatku pracującymi na szalenie trudnym języku, ale tym bardziej przez wzgląd na czynnik ludzki powinniśmy sobie patrzeć wzajemnie na ręce. Redaktor i korektor autorowi. Autor redaktorowi i korektorowi. Korektor redaktorowi. Po książkach widać, jak szeroko była zakrojona współpraca. Można mówić o pojedynczych ortach, błędach logicznych itp., ale bardziej chore od tego, że istnieją w książkach jest to, jak do ich zaistnienia doszło i o tym warto krzyczeć, bo to nam autorom się później najbardziej za nie zbiera. A tu jedno zazwyczaj pociąga drugie – zła praktyka, niskie kompetencje osób pracujących nad wydaniem niemal zawsze powodują, że nie da się wyodrębnić jednego najgorszego błędu, najczęściej to fala. Jeżeli znajdziesz mnóstwo błędów leksykalnych, najpewniej znajdziesz także błędy ortograficzne, interpunkcyjne i rój literówek. A de facto to nie rodzaj błędu (bo te są zawsze), a ich masa powoduje, że zostaje przekroczona pewna granica. Zostaje przekroczona wtedy, gdy wydawca postanowił oszczędzić na naszej książce.
Pytanie nr 3
N: Czy masz bohatera, którego żałujesz, że stworzyłaś?
B: Z pełną świadomością swoich słów, mogę powiedzieć, że nie mam takiego bohatera, bo każdy jest potrzebny i nie mógłby być inny, musiał być sobą, inaczej nie zaistniałaby opowieść. Nie sadzę też, by ktokolwiek z moich czytelników uważał, że można by kogoś pominąć. Jeżeli nawet jakiś bohater nie dostarcza mi akcji, jako typowy drugoplanowiec wpływa na to, jak główny bohater przeprowadzi akcję – daje mu kontekst, motywację, intencje. Zaznaczam jednak, że mówię to z perspektywy osoby, która uważa, że nie fabuła niesie postać, a postać fabułę. Dodatkowo z perspektywy kogoś, kto jest planistą i jeszcze przed napisaniem tekstu, wie, jakim orężem, kto jest w danym konflikcie fabularnym, wie po co go ma i po co będzie służył czytelnikom, w dodatku tworzy częściej historie z punktem wyjścia – jak do tego doszło, a nie co się zdarzyło. To powoduje, że pod względem postaci zawsze jest u mnie „epicko” (cykl Nowakowie). 😊Postacie muszą mieć podbudowę i to właśnie w bohaterach tej podbudowy szukam, w relacjach i wzajemnym oddziaływaniu na siebie. Dlatego każdy ma u mnie swoje określone rolę i miejsce.
Pytanie nr 4
N: Czyj odbiór jest ważniejszy: bliskich osób czy nieznanych odbiorców?
B: Nieznanych. Stanowczo. Tych, którzy nie czytają przez pryzmat relacji, nie dostali ode mnie książki, lecz ją wybrali i za nią zapłacili. I tu nie chodzi o pieniądze – tu chodzi o wybór tekstu, a nie autora.
Pytanie nr 5
N: Czy rozważasz zmianę gatunku?
B: Mam pewne marzenia związane ze zmianami gatunkowymi. A nawet większymi niż w obrębie samego gatunku. Wiesz, że bardziej czuję się scenarzystką niż pisarką? I to stanowczo moje wielkie marzenie – scenariusz serialu obyczajowego – dla dorosłych i new adult. Kolejne marzenie – literatura faktu. Nie traktuję jednak jeszcze tych zamierzeń jako planu, gdyż bardzo poważnie podchodzę – przede wszystkim – do literatury faktu i mocno oddzielam beletrystykę od reportażu, uznając że beletrystyka jednak bardziej przynależy do literatury, reportaż do dziennikarstwa. Jestem konserwatywna. W założeniu nie akceptuję fabularyzacji historii – albo coś jest faktem albo fikcją, nie ma nic pomiędzy. W związku z tym traktuję literaturę faktu jako inny twór, a jednocześnie coś, na czym ciąży olbrzymia odpowiedzialność, i coś, co wymaga świetnego warsztatu. Tu jednak trzeba zapomnieć całkowicie o sobie i stanąć w cieniu swoich bohaterów. Do tego długa droga. Na razie – zamiast iść w zmiany gatunkowe – eksperymentuję dość mocno narracyjnie i gdy przez to przejdę, wtedy pomyślę nad zwrotem.
BASIA PYTA NINĘ
Pytanie nr 1
B: Czego się wstydzisz w swoim pisaniu, w swojej karierze?
N: Wstydzę się czasami braku polotu i monotematyczności w wyborze tematów, mam wrażenie, że brakuje mi rozmachu, że bardzo się zacieśniam i hermetyzuje moje opowieści. 😊
Wstydzę się kierunku marketingowego, w który poszła moja debiutancka powieść, a następnie w konsekwencji jej kontynuacja. Natomiast to nie były moje decyzje, nie miałam na to wpływu, a przynajmniej nie taki, jakbym chciała, więc staram się o tym tak nie myśleć.
Ogólnie wstyd to za duże słowo. Staram się pracować nad wszystkim, na co mam wpływ, a to, na co nie mam wpływu, próbuję zaakceptować.
Pytanie nr 2
B: Co myślisz o wulgaryzmach w literaturze?
N: Wulgaryzmy dodają realizmu, uważam, że jeśli są uzasadnione w tekście, to nie należy się ich bać. Natomiast rzecz się ma właśnie w dobrym uzasadnieniu, a także w kwestii tego czy odbiorca rozumie intencje autora. W związku z tym zasadność użycia wulgaryzmów powinna być podparta określoną charakterystyką postaci lub sytuacją, w której umieszczamy bohatera. Wulgaryzmy nie powinny przysłonić literackiego języka, ale mogą być środkiem wyrazu dla wielu postaci, mogą stanowić wyróżnik w tekście, potrzebne wzmocnienie. Przekleństwa wbrew pozorom mogą zbliżyć do postaci, bo pokazują coś w rodzaju jego słabości lub demonstrują uwolnienie emocji, mogą stanowić przełom.
Dodatkowo należy być ostrożnym z wulgaryzmami w kontekście grupy docelowej, czyli stosować je świadomie ze znajomością wrażliwości odbiorcy.
Pytanie nr 3
B: Co Cię denerwuje w czytelnikach?
N: Nie wiem czy mogę powiedzieć, że mnie coś denerwuje w czytelnikach. Czasem dziwi mnie brak uważności, określone oczekiwania wobec autorów, projektowanie własnych wyobrażeń na teksty. Na szczęście nie obserwuję tego wśród moich czytelników.
Pytanie nr 4
B: Co myślisz o duetach literackich?
N: Myślę, że to trudne. Ma prawo się zrealizować, jeśli dwie osoby dosyć dobrze się rozumieją.
Trudnością jest zgranie stylów, aby nie pojawiła się wyraźna różnica a wręcz odcięcia między jedną narracją a drugą, chyba, że różnice mają czemuś służyć. Sądzę, że taka praca wymaga ścisłych, wzajemnych konsultacji, aby mimo wszystko tekst nabrał spójności, a odmienne perspektywy autorów wzbogaciły materiał.
Pytanie nr 5
B: Co Cię irytuje na współczesnym rynku?
N: Przykry jest nacisk na pisanie kilku powieści rocznie, to powoduje, że pisarze wpadają w pętlę schematów. Stoi to w sprzeczności z rzetelnym pisarstwem. Powoduje też, że książka ma kwartalny cykl, a potem znika z radaru, gdyż w jej miejsce wpadają dziesiątki innych pozycji.
Trudno mi też zrozumieć nacisk na popularny klimat, upraszczanie treści, tylko po to, aby dotrzeć do jak najszerszej puli czytelników. Drażni mnie to, że powieści stały się produktem marketingowym i realizują cele sprzedażowe, co nie do końca idzie w parze z realną wartością literacką.
Może Ci się spodobać
Od dedlajnu do debiutu
Jeśli zapytamy copywritera, tłumaczkę, redaktora czy marketera, dlaczego odnajduje satysfakcję akurat w tej profesji, zapewne wśród odpowiedzi przewiną się frazy: „kreatywność”, „zamiłowanie do pracy z tekstami”, „przyjemność z zabawy językiem”, …
Krok w nieznane, krok ku marzeniu
Pisanie to Twoja pasja i miłość. Wspaniale jest się zaszyć z komputerem między rzędami ukochanych książek. W domowym zaciszu tworzysz, pracujesz nad warsztatem, zgłębiasz poradniki kreatywnego pisania. Wreszcie dojrzewa pragnienie …
Studia czy kursy? Kręte drogi do kariery pisarza
„Z wykształcenia jestem pisarzem/pisarką” – czy nie brzmi to dumnie? W ostatnich latach coraz więcej uczelni wyższych oferuje programy studiów o wdzięcznych nazwach, takich jak: twórcze pisanie, kreatywne pisanie, sztuka …