Pisarski warsztat wyjazdowy
- Wysłane przez Maria Józefacka
- Data 26 listopada 2023
- Komentarze 2 komentarze
Jest takie miejsce na ziemi…
Domek w górach lub – w wersji deluxe – na plaży, śpiący (koniecznie śpiący!) u nóg pies, panoramiczne okno, przed oknem zwaliste biurko. Przy biurku pisarz w workowatym swetrze i dziurawych dżinsach, wszak artyści nie dbają o image. Postukuje w klawisze komputera, od czasu do czasu unosi wzrok i w szczytach gór (lub odpowiednio – grzywach fal) szuka natchnienia. Scena iście filmowa, nieprawdaż? I marzenie każdego twórcy, który godziny na pisanie wyrywa życiu z gardła – kilka dni w absolutnej głuszy, bez ludzi, bez telefonu, z Internetem (bo jednak research). W takich okolicznościach pisze się efektywnie i szybko. Myśli płyną nieprzerwanym strumieniem, pomysły nie uciekają na boki. Wstajesz od biurka dopiero, gdy przyciśnie fizjologia. Takie dni są na wagę złota; zwłaszcza, gdy masz już z głowy obmyślanie kompozycji i narracji, planowanie, budowanie postaci. Wtedy pozostaje to, co najwspanialsze – szkielet fabuły obudować tkanką słów. To bardzo intymne przeżycie. Wtedy potrzeba ciszy i samotności.
Czy to oznacza, że pisarz potrzebuje do szczęścia tylko własnego umysłu i komputera?
Absolutnie nie. Pisarz, a już na pewno początkujący, bezwzględnie potrzebuje ludzi, zwłaszcza innych pisarzy. Potrzebuje grona osób, które znają się na pisaniu i żyją pisaniem. Jeśli do tego się po prostu lubią, są wobec siebie szczerzy, potrafią konstruktywnie krytykować (to temat na osobny artykuł) i chcą się dzielić doświadczeniem oraz chłonąć doświadczenia innych, to powstają warunki wręcz cieplarniane dla rozwoju talentu.
Gdzie szukać takich osób?
Przede wszystkim na kursach i warsztatach pisarskich. Skoro czytasz ten tekst, to zapewne uczysz się albo chcesz się uczyć pisania. Przy okazji wspólnej pracy poznajesz osoby, które dzielą z Tobą pasję pisania i rozumieją twórcze bolączki. Po warsztatach podtrzymujecie kontakt, wymieniacie się tekstami i uwagami. Tak rodzą się czasem wieloletnie pisarskie przyjaźnie, a czasem powstaje tylko (aż!) grono beta-readerów.
Wyobraź więc sobie taką oto sytuację:
Spędzasz trzy dni wyłącznie w otoczeniu bratnich dusz. Od rana do wieczora Twój świat kręci się wyłącznie wokół pisania. Przez kilka godzin dziennie szlifujecie warsztat pod okiem trenerów kreatywnego pisania, pochylacie się nad konkretnymi problemami, szukacie wspólnie najlepszych rozwiązań, by Wasze teksty błyszczały językowo, buzowały napięciem i emocjami.
A w przerwach między zajęciami?
Ooo, w przerwach zaczyna się najlepsze. Dyskusje, luźne rozmowy, burze mózgów, utyskiwania na twórcze blokady, na wszystko, co odciąga od pisania, anegdoty na temat kozich rogów, w które zapędzają się nawet okrzepnięci adepci pióra. I oczywiście crème de la crème – godzinne opowieści o książkach. Przeczytanych lub czekających w kolejce na przeczytanie, czytanych li i jedynie dla przyjemności albo w celach poznawczych. Możesz do woli i beztrosko pławić się w świecie literatury – nie dostrzeżesz na żadnej twarzy znudzenia, bo tu wszyscy mają tego samego świra.
Z każdej takiej rozmowy wynosisz okruch doświadczenia – ktoś podsunie pomysł na research, ktoś inny przećwiczył już narrację, która przysparza Ci bólu głowy, ktoś zetknął się z tematem, który zgłębiasz na rzecz powieści i sypie wiedzą jak z rękawa, ktoś podzieli się sposobem na przełamanie blokady i uciszenie złośliwych podszeptów wewnętrznego krytyka. Czasem wystarczy, że ktoś Cię z uwagą wysłucha, by niesforne elementy fabuły wskoczyły posłusznie na właściwe miejsce.
A wieczorem?
Wieczorem… znów rozmowy o pisaniu, o życiu i o życiu z pisaniem w tle. Tyle, że przy ognisku albo w jacuzzi, przy lampce wina albo drinku. Potem pisarskie zabawy i gry, które grożą zakwasami mięśni śmiechowych, a kreatywność słowotwórcza uczestników szybuje do… cóż, jak to mówią, sky is the limit.
Brzmi bajkowo, prawda?
Właśnie tak wyglądały wyjazdowe warsztaty Bloku Pisarskiego. Kameralny Pensjonat „Stara Szkoła” w Piaskach nad jeziorem nieopodal Ełku. Duży zielony teren z wieloma przytulnymi zakątkami, w których można zaszyć się z kawą, komputerem i własnymi myślami. To tam rozpierzchałyśmy się, by pisać ćwiczenia. Omawiałyśmy je potem usadowione w fotelach w przepięknej, przeszklonej altanie, która służyła nam za salę wykładowo-rozrywkową.
Za drugim razem Basia i Nina zaproponowały nam wzięcie za rogi potężnego byka – intymność i miłość w bardzo szerokim ujęciu. Podczas dwóch dni wytężonej pracy rozkładałyśmy te sfery życia na czynniki pierwsze, analizowałyśmy badania psychologiczne, przykłady literackie i filmowe, oglądałyśmy temat z każdej strony; wszystko po to, by przedstawiać w powieściach relacje, w które uwierzy czytelnik. Żeby zakochanie buzowało namiętnością, a małżeństwo chylące się ku upadkowi wiało chłodem i nudą. Tylko tyle i aż tyle. Świadome kreowanie powieściowego związku na konkretnym etapie jego rozwoju wcale nie jest łatwe, choć wydaje się, że każdy zna temat z autopsji. Oczywiście mierzyłyśmy się z tym zagadnieniem także w praktyce. Trzeba było nieźle pogłówkować, by wyczarować na szybko historię o związku bezdomnej i lekarza, wojskowego z PTSD i uczennicy, prokuratorki i oskarżonego czy zakonnicy i gangstera. Dzieliłyśmy się potem przy kawie tekstami, omawiałyśmy każdy z nich, czerpałyśmy od siebie, wyłapując perełki, ale i potknięcia; jak zawsze szczerze i merytorycznie. W tym gronie nikt nikomu nie kadzi, nie rozdaje głasków za free, ale też nie zazdrości (no, może trochę, ale przynajmniej się z tym nie kryje). Nikt tu nie myli krytyki z krytykanctwem. To bardzo cenne dla młodego stażem pisarza – mieć bezpieczną przestrzeń, w której usłyszy, czego zabrakło jego tekstowi, co jest jego mocną stroną, a co można by podkręcić. To, poza innymi korzyściami, fantastyczny sparing przed zetknięciem oko w oko z prawdziwymi czytelnikami.
A czy ja już wspominałam o jedzeniu?
Nie dostałam zgody na osobny artykuł na ten temat, więc postaram się streścić.
W październiku niektóre z uczestniczek odwiedzały Starą Szkołę po raz pierwszy. Twierdziły, że dużo rzeczy widziały i jadły, bywały w różnych knajpach. Z lekkim pobłażaniem traktowały więc zachwyty pozostałych nad posiłkami – że niby te smażone sielawy, soczyste polędwiczki, roladki, zupy z domowym makaronem i pachnące kremy z grzankami, lane kluseczki, soczyste szynki, aromatyczne pasztety, boskie pasty rybne i twarożkowe, jajka w kokilkach (idealnie miękkie w środku i ścięte na zewnątrz, ozdobione plasterkiem smażonego boczku), ciepłe chrupiące bułeczki, dżemy z własnych owoców, świeżo wyciskane soki, wyjęte prosto z pieca szarlotki, serniki, gofry, bezy i pączki są wymysłem naszej wyobraźni albo, w najlepszym wypadku, chwytem marketingowym. Że to niemożliwe, że w dowolnym momencie dostaje się kawę z ekspresu, a w trakcie zajęć obsługa przynosi nam ją do altany wraz z talerzem słodkich pyszności. I co? Te niedowiarki kajały się przy każdym posiłku.
Wiecie co jest najlepsze w pisaniu tego artykułu?
W ogrodzie śnieg, mróz ściął kwiaty w donicach, a ja mentalnie wygrzewam się na słoneczku w Piaskach. Dobrze jest wiedzieć, że zawitam tam znów, dzięki temu myśl o zimie nie jest aż tak przygnębiająca. Już wkrótce przespaceruję się brzegiem jeziora, rano popędzę na królewskie śniadanie, potem podyskutuję podczas warsztatów i wreszcie zasiądę z komputerem na leżaku pod kwitnącą jabłonią, żeby pisać. Na trzy dni zanurzę się w świecie idealnym, w świecie, w którym istnieje tylko pisanie, czytanie, przyjaźń i świetna zabawa. No i oczywiście jedzenie.
Potem, owszem, z chęcią przeniosłabym się prosto do samotni nad morzem czy w górach, bo z wyjazdowych warsztatów Bloku Pisarskiego wraca z się głową pełną pomysłów, z nową energią, motywacją i zapałem, z poczuciem, że można zawsze liczyć na wsparcie pisarskiej braci, bo oczywiście pozostajemy cały czas w kontakcie. Masz szansę do nas dołączyć, bo z tego co wiem, zostało jeszcze kilka wolnych miejsc na kwietniowe warsztaty. Nie wahaj się ani sekundy.
Maria Józefacka
Sprawdź szczegółową ofertę najbliższego wyjazdu.
Ukończyła studia ekonomiczne na kierunku handel zagraniczny, jednak szybko zrozumiała, że słupki w Excelu nie dadzą jej spełnienia, dlatego po urodzeniu dzieci bez żalu pożegnała korporację. Władając biegle językiem niemieckim, zajęła się udzielaniem lekcji i tłumaczeniami. Docieranie do głów uczniów okazało się niezwykle satysfakcjonujące, a tłumaczenia rozbudziły tęsknotę za pisaniem – za zabawą słowami i językiem.
Podarowany przez męża na czterdzieste urodziny voucher na kurs pisarski wywrócił jej świat do góry nogami. Sprawił, że stała się pisarką i copywriterką, specjalistką SEO.
W Bloku Pisarskim zajmuje się tworzeniem contentu na stronę internetową oraz blog.
Może Ci się spodobać
Od dedlajnu do debiutu
Jeśli zapytamy copywritera, tłumaczkę, redaktora czy marketera, dlaczego odnajduje satysfakcję akurat w tej profesji, zapewne wśród odpowiedzi przewiną się frazy: „kreatywność”, „zamiłowanie do pracy z tekstami”, „przyjemność z zabawy językiem”, …
Krok w nieznane, krok ku marzeniu
Pisanie to Twoja pasja i miłość. Wspaniale jest się zaszyć z komputerem między rzędami ukochanych książek. W domowym zaciszu tworzysz, pracujesz nad warsztatem, zgłębiasz poradniki kreatywnego pisania. Wreszcie dojrzewa pragnienie …
Studia czy kursy? Kręte drogi do kariery pisarza
„Z wykształcenia jestem pisarzem/pisarką” – czy nie brzmi to dumnie? W ostatnich latach coraz więcej uczelni wyższych oferuje programy studiów o wdzięcznych nazwach, takich jak: twórcze pisanie, kreatywne pisanie, sztuka …
2 komentarzy